minimalizm - Magdalena Witkiewicz

No waste, czyli za dużo wszystkiego.

Ja mam w dedlajnie kolejne przemyślenia. I chciałabym się dowiedzieć, jak Wy sobie z tym radzicie. Bo ja – cóż. Średnio. Ale się staram!
Zaczęło się wszystko od fiolek i buteleczek. Tych na wannie. Otóż przestraszyła mnie ilość zaczętych szamponów, mydeł, balsamów do ciała i innych różnych rzeczy, które kiedyś kupiłam z zamiarem zużycia i bycia piękną, a które stały w głębokim zapomnieniu.
I postanowiłam sobie jakiś miesiąc temu, że nie kupię żadnego kosmetyku, dopóki nie zużyję starych. No staram się z grubsza patrzeć na daty ważności 🙂
I powiem Wam, że naprawdę przez miesiąc nie kupiłam nic, jeżeli chodzi o kosmetyki, środki do prania i chemię do czyszczenia. A zaczęłam nieco zużywać. Owszem, brakuje mi już niektórych rzeczy, wtedy dziwnym trafem okazuje się, że niezaczęta butelka stoi w szafie, albo w szufladzie mam kilka próbek. Mówię Wam, zapasów na trzy lata…
Proszek wykańczam stary (oczywiście wolę kapsułki, ale się zawzięłam), pasty do zębów rozpoczęte cztery wykańczam, szampony, mydła i naprawdę mam olbrzymią satysfakcję, jak wyrzucę kolejną pustą butelkę, a na tej mojej wannie jest coraz więcej miejsca.

Kolejna rzecz to jedzenie. O matko. Aż się wstydzę przyznać, że zdarza mi się wyrzucać jedzenie. Jakoś ostatnio właśnie moje myśli krążą wokół tej całej filozofii „no waste”, ale jeszcze nie umiem sobie z tym poradzić. Przeczytałam ostatnio w internecie, że tylko w Polsce 9 mln ton jedzenia każdego roku ląduje na śmietniku. Nawet 4 miliony Polaków przyznają się do wyrzucania jedzenia każdego dnia. Aż trzy razy więcej osób robi to przynajmniej raz w tygodniu. A ile osób się nie przyznaje? Statystycznie w koszu czteroosobowej rodziny ląduje 200 zł. Miesięcznie to 2400. Jakieś wakacje już by można za to zorganizować, a ile książek kupić?

Jak sobie poradzić z tym, by nic nie wyrzucać? Ja sama zrobiłam ostatnio porządki w kuchennych szafkach i niestety było sporo rzeczy przeterminowanych. Znalazłam też zapasy. Zapasy, jakby mnie zamknęli w domu na miesiąc. Chociaż w dobie zakupów spożywczych internetowych to nie byłby problem… Z orzechowych zapasów zrobiłam jednego dnia ciasto, a drugiego muffinki, a trzeciego kokosanki z żelaznych zapasów wiórków kokosowych. (Po co mi 4 wielkie paczki wiórków???)
Z zamrażarki wyjęłam ryby. Chyba 3 różne gatunki, zrobiłam z nich improwizację na temat ryby po grecku.
Jak sobie radzicie z planowaniem jedzenia? Siadacie jednego dnia, w sobotę i planujecie co będzie na obiad w poszczególne dni? Czy na żywioł?

Dlaczego nikt w szkole nas nie uczy organizacji życia domowego? Takie przystosowanie do życia w rodzinie byłoby całkiem niezłe. Ja wiem, tego powinniśmy się nauczyć w domu, ale ja niestety nigdy nie zwracałam uwagi, jak robi to moja mama. Ona potrafiła ugotować zupę z niczego i z niczego ugnieść najlepsze ciasto na świecie. I zawsze wystarczało tego jedzenia dla naszej rodziny i ewentualnych niespodziewanych gości. Miała zapasy, owszem, ale ileż można mieć zapasów w dwupokojowym mieszkaniu?

Woreczki z firanki maruna.pl

Poza tym reklamówki. Reklamówki, torby, worki foliowe, torebeczki. Mam wrażenie, że zajmuje to wszystko połowę mojej kuchni. Od miesiąca mam żelazną zasadę, że nie kupuję reklamówek. Nie biorę ich ze sklepu. Zawsze mam swoją torbę, albo koszyk, albo jedną z tych stu reklamówek, które wiszą w kuchni. Macie pomysł na wykorzystanie tychże?
Dzisiaj koleżanka na facebooku pokazała woreczek z firanki, który zabiera do sklepu, by zapakować w nie pieczywo. Może to też sposób? Widziałam też takie woreczki na warzywa, tak, te warzywa, które sprzedają nam w sklepie, uprzednio zapakowane do małych foliowych woreczków. Jednak u mnie to chyba nie jest jeszcze ten etap, ale kto wie?

Tu możesz poczytać o woreczkach. 

Tutaj jest instrukcja obsługi szycia woreczków.

Zawsze patrzyłam z przymrużeniem oka na modę minimalizmu, która kilka lat temu zapanowała w Polsce, jednak z biegiem czasu mam wrażenie, że zarastam w rzeczy, które zupełnie są mi niepotrzebne. Owszem ładne, ale kompletnie nieprzydatne. I nawet nie cieszą już oka.

Zobaczcie ile książek napisano o minimalizmie!

I nawet książki. Książki, które mam na półce są też w ebookach, mam je na czytniku, a w większości są też w abonamencie Legimi. Całe szczęście, że mama moja ma duży dom i wielką bibliotekę, przetransportuje je do niej…

Co robicie z rzeczami, które są jeszcze w dobrym stanie, całkiem ładne, ale Wam już się znudziły? I naprawdę, naprawdę potrzebujecie zmian?
Ja kupiłam sobie nowy mikser, bo ten w moim domku letniskowym się popsuł. Mikser o którym marzyłam od lat.

I z biegiem czasu dochodzę do wniosku, że lepiej mieć jest jedną rzecz, ale bardzo dobrą, niż wiele takich z których nie jestem do końca zadowolona. To tak jak z przyjaciółmi. Fajnie, gdy jest jeden, ale najlepszy.

Idę teraz sprzątać garderobę. Włóczki i tkaniny. Na szczęście Przyjaciółka potrzebuje włóczki i tkaniny do terapii zajęciowej w domu opieki dla starszych osób. To oddam to, co niepotrzebne. Zastawa stołowa leci do rodziny, której się spalił dom, dam też kilka obrusów i pościel z Kubusiem Puchatkiem, bo przecież moje dzieci na Kubusia już są za dorosłe;)

No i widzicie, takie przemyślenia. Na gazie rosół, bo mam w szafce milion paczek makaronów, a potem będzie krem z buraków. Gdyż buraki kupiłam juz dawno temu i jeszcze ich nie wykorzystałam.
Jeżeli macie jakąś receptę na to, o czym piszę, koniecznie się nią podzielcie. A ja idę do garderoby. Włączę sobie jakiegoś audiobooka i zobaczę, jakie skarby kryje moja garderoba. A kryje z pewnością! (miałam to zrobić wczoraj, ale nie dałam rady!)
Z ubraniami jeszcze nie robię porządku. Jakoś nie mam na razie do tego melodii. No bez przesady:)

I jeszcze jedno. Kolega mi opowiedział o projekcie, który rusza już niedługo w związku z marnowaniem jedzenia w restauracjach. Popieram!

Artykuł ten jest zaczerpnięty z newslettera z wyłącznie dobrymi wiadomościami. Będzie mi miło, gdy się zapiszesz!

Jeszcze jako bonus chciałam przytoczyć list Magdy (za jej przyzwoleniem).

U mnie zaczęło się podobnie 😉 Też od butelek, niezużytych kremów pokrytych warstwą kurzu…. Wtedy też – podobnie jak i Ty zorientowałam się, że utonęłam w reklamówkach, zapasach, przeterminowanych przyprawach, książkach do których już nie wracam, albo których w ogóle nie przeczytałam….
Przypomniałam sobie o starej książce, która nauczyła mnie jak wkraczać w dorosłość, a na którą kiedyś – jeszcze jako nastolatka natknęłam się przypadkiem w bibliotece.Nie pamiętałam jednak autora, tytułu już tym bardziej nie…Ale mam przyjaciółkę. Wiekową. Taką po 60 – i tak – to jest najlepsze towarzystwo dla 30-latki…. Gabi jest cudowna, bardzo zorganizowana i na swojej 30- metrowej kawalerce ma cudownie zorganizowaną przestrzeń, o której ja w tamtej chwili mogłam pomarzyć na swoich 60 metrach…
Dostałam od niej tę książkę:

Nie jest to ta sprzed lat, ale również bardzo fajna… Podręcznik dla szkół zasadniczych i średnich rolniczych… Czyli kiedyś chyba jednak w szkołach tego uczyli 😉 W ogóle szkoła kiedyś a szkoła dziś to ogromna przepaść pedagogiczna…
Jednorazówki zużyłam jako worki na plastikowe śmieci. Zaopatrzyłam się w materiałowe torby, których zawsze noszę w torebce dwie, na wypadek gdyby po zakupach nie chciało mi się jej odłożyć z powrotem do torebki mam wtedy drugą zapasową 😉 Czasem zdarza się jednak, że i taka jednorazowa jednak się pojawi – wyrzucam od razu bez sentymentu do plastikowych śmieci…
Kosmetyki przesegregowałam i porozdawałam. Też zapewne masz za dużo nieotwartych pudrów, szminek, szamponów, farb do włosów, z których możesz zrobić piękną paczkę dla przyjaciółki…
Podobnie pozbyłam się niepotrzebnych durnostojek i nienoszonych już ubrań… Ja miałam więcej miejsca, przyjaciele szczęśliwi… Dziś ozdobą u mnie w domu są okazjonalnie – jarzębina w wazonie, bez, szyszki, żołędzie i kasztany w szklanych miseczkach, kolorowe jesienne liście, dynie, wrzosy… Naturalnie i pięknie, i możesz to potem wrzucić do wiaderka z odpadami bio…
Zupę gotuję w 5L garze, zjadamy ile chcemy, resztę pakuję w słoiki i chowam w lodówkę. Kotletów też robię zawsze więcej i mrożę – z czasem masz szybkie obiadki, kiedy wpadasz głodna do domu i nie masz nic na obiad…
W tym roku urzędowałam na działce z Gabi – poprosiła o pomoc bo już sama nie dawała rady… i ostatnio – robiąc zakupy na święta – okazało się, że… nie potrzebuję przypraw! Mam z działki czosnek, zamrożony szczypior, pietruszkę i koper, zasuszoną ostrą papryczkę i nawet grzyby z tegorocznych zbiorów… Cebulę trzymam w piwnicy – zawsze kupuję w workach, podobnie jak i ziemniaki…. Wystarczy po drodze z pracy wziąć z piwnicy…
Książki oddałam do biblioteki, i ustaliłam żelazną zasadę, że nie kupię ani jednej książki do której wiem, że już nie wrócę. Książki jednak mają to do siebie, że i dostaje je okazjonalnie od przyjaciół – znów zapełniła mi się specjalnie utworzona na ten cel półka na regale z książkami „Do oddania”, ale ostatnio szwagierka uświadomiła mnie, że istnieją na faceboku grupy w stylu „Sprzedaż, wymiana książek” – zapisałam się chyba do trzech – postanowiłam, że w przyszłym roku sprzedam, bądź wymienię na inne… Na te sprzedane – mam ustawioną skarbonkę, z której pieniądze przeznaczę na rzeczy do mojego własnego ogrodu – tak, zaraziłam się od Gabi i kupiłam działkę po tym jak zobaczyłam, że moje półki w piwnicy uginają się od pysznych zdrowych soków, ogórków, dżemów, powideł, marynowanych grzybków a nawet sezonowego leczo !
Tutaj też z pomocą przyszły grupy, tym razem ogrodowe – sprzedaż/wymiana nasion, bo po co płacić za coś co ktoś chętnie wymieni na coś z Twojej własnej działki?
Włóczka… Mam tylko jedno pudełko. Z aktualnymi kolorami na kolorowy zimowy szalik na szyję i szal zamiast koca na zimowe wieczory z książką… Kolejna żelazna zasada- nie kupuję nowych dopóki nie skończę aktualnego projektu. Z resztek robię kwadraty, które potem łączę i przerabiam na narzutę – piękna ozdoba kanapy ! Moja ciocia wyczarowuje jeszcze z resztek pokrowce na poduszki i ozdoby na okna.
W przyszłym roku malutki schowek w moim domu zostanie przerobiony na spiżarnię, w której staną – zgodnie z wyliczeniami potrzebowymi – ręczniki papierowe, papier toaletowy, środki higieniczne, płyny do naczyń, tabletki do zmywarki, odkamieniacz do ekspresu, a w osobnych oczywiście szafkach – kasze, makaron, ryże, takie produkty suche. Usiadłam, wyliczyłam ile zużywamy miesięcznie tych rzeczy, pomnożyłam przez 10 ( nie wszystko zużyjesz w miesiąc) i postanowiłam zakupić w styczniu – chemię w hurtowni bo taniej, produkty suche tuz po świętach na promocji – to są rzeczy z długimi terminami ważności często zamawiane przez sklepy z nastawieniem na zakupowy szał. A potem się okazuje, że przesadzili i wyprzedają – warto to wykorzystać…
Przy moim biurku stanął regał biurowy – posegregowane dokumenty powpinałam w opisane segregatory. Fajnie jest nie tonąć już w papierach i nie kopać jak kret w poszukiwaniu jednego ważnego papierka tylko podejść do biurka znaleźć odpowiedni segregator, wyjąć z niego teczkę z odpowiednim opisem i wyciągnąć ten ważny papierek w mniej niż 2 minuty…
Przede mną długa jeszcze droga, ale w tym momencie, moje życie jest tak dobrze zorganizowane, że odżywiam się lepiej, mam dla siebie więcej czasu i jestem – najzwyczajniej w świecie- szczęśliwa…
Warto odgruzować swoje życie 😉 Trzymaj się założonych przez siebie planów i nie wahaj się przed wyrzuceniem czy oddaniem – zrób miejsce dla siebie i pozwól by zamiast rzeczy zamieszkał w Twoim domu spokój i szczęście 😉
Pozdrawiam serdecznie i – dziękując za „Czereśnie” – moją inspirację i odstresowywacz, życzę spokojnych i serdecznych świąt 🙂
Magdalena Siembida.